Menu GłównePoprzednia częśćNastępna cześć

 

Juliusz Verne

Pływające miasto

(Rozdział XXXIV - XXXVI)

Tytuł oryginału francuskiego: Une Ville flottante

plymia_01.jpg (31496 bytes)

Opracowanie i wstęp:

MICHAŁ FELIS I Andrzej Zydorczak (1995)

(na podstawie przekładu zamieszczonego

w tygodniku "Ruch Literacki"  w roku 1876

pod tytułem "Miasto pływające")

 

Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak

© Andrzej Zydorczak

Rozdział I

astępnego dnia, w środę, 9 kwietnia, o godzinie jedenastej, Great Eastern podniósł kotwice i szykował się do wpłynięcia na Hudson. Pilot manewrował z niezrównanym wyczuciem. Burza ucichła w nocy. Ostatnie chmury znikały za widnokręgiem. Morze ożywiło się mnóstwem statków przybrzeżnych.

Około wpół do dwunastej przypłynął Santé. Był to mały parowiec, przywożący komisję sanitarną z Nowego Jorku. Wyposażony w pływak, który opuszczał się i podnosił ponad pokładem, płynął z maksymalną szybkością; dawał mi obraz jednego z tych małych tendrów amerykańskich, wszystkich według jednego wzorca, których koło dwudziestu teraz nam towarzyszyło.

Wkrótce zostawiliśmy za sobą Light Boat, pływające światło, wskazujące przejścia na Hudsonie. Bardzo blisko przepłynęliśmy koło Sandy Hook, piaszczystego jęzora, zakończonego latarnią morską. Kilka grup widzów wyrzuciło z siebie salwę okrzyków: „hurra!”

Gdy Great Eastern, pośród flotylli rybaków opłynął wewnętrzną zatokę, utworzoną przez Sandy Hook, ujrzałem zieleniejące wyżyny New Jersey, ogromne fortyfikacje nadbrzeżne, a dalej zarysy wielkiego miasta, rozciągającego się między Hudsonem a rzeką East,185 jak Lyon między Rodanem a Saoną.

O godzinie pierwszej Great Eastern, przepłynąwszy wzdłuż nabrzeży Nowego Jorku, rzucił kotwice w wody Hudsonu. Kotwice zaczepiły za kable telegraficzne, leżące na dnie rzeki, tak, że przy odpłynięciu zostały zerwane.

Wtenczas rozpoczęło się wyokrętywowanie wszystkich towarzyszy podróży, których nie miałem już więcej oglądać: Kalifornijczyków, Południowców, mormonów, pary młodych narzeczonych … Czekałem na Fabiana i Corsicana.

Musiałem opowiedzieć kapitanowi Andersonowi wydarzenia pojedynku, jaki się odbył na jego statku. Lekarze złożyli swój raport. Ponieważ sądy uznały, że nie widzą potrzeby mieszania się w tę sprawę, wydano rozkazy dla oddania ostatniej posługi Harry’emu Drake’owi.

W tej chwili statystyk Cockburn, który ani razu nie odezwał się do mnie podczas całej podróży, zbliżył się i zapytał:

– Czy wie pan, ile obrotów zrobiły koła podczas naszej przeprawy?

– Nie, panie.

– Sto tysięcy siedemset dwadzieścia trzy obroty, panie.

– Ach! Naprawdę? A śruba, jeśli wolno spytać?

– Sześćset osiem tysięcy sto trzydzieści, panie.

– Jestem panu bardzo zobowiązany.

I statystyk Cockburn odszedł, nie powiedziawszy nawet słowa pożegnania.

W tej chwili zbliżyli się do mnie Fabian i Corsican. Fabian serdecznie uścisnął mi rękę.

– Ellen – powiedział – Ellen wyzdrowieje! Na chwilę wróciła jej przytomność. Ach! Bóg jest sprawiedliwy, on mi ją zwróci całkowicie!

Mówiąc to, Fabian uśmiechał się do przyszłości. Co do kapitana Corsicana, to ten ucałował mnie bez ceremonii, ale z pewną szorstkością.

– Do widzenia! do widzenia! – wołał, zajmując miejsce na tendrze, gdzie już znajdował się Fabian i Ellen pod opieką pani R…, siostry kapitana Mac Elwina, która wyszła na spotkanie brata.

Następnie tender odpłynął, zabrawszy z sobą pierwszy konwój podróżnych na pier186 Urzędu Celnego.

Patrzyłem na odpływających. Widząc Ellen między Fabianem a jego siostrą nie wątpiłem, że starania, poświęcenie, miłość nie pozwolą na powrót cierpienia tej biednej, zbłąkanej duszy.

W tym momencie uczułem, że mnie ktoś chwyta za rękę. Rozpoznałem uścisk doktora Deana Pitferge’a.

– No więc? – zapytał. – Co pan będzie robił?

– Rzeczywiście, doktorze, ponieważ Great Eastern pozostaje sto dziewięćdziesiąt dwie godziny w Nowym Jorku, a mam powracać na jego pokładzie, mam więc sto dziewięćdziesiąt dwie godziny do rozdysponowania w Ameryce. To jest tylko osiem dni, ale osiem dni dobrze wykorzystanych, może wystarczyć na zwiedzanie Nowego Jorku, Hudsonu, doliny Mohawk, jeziora Erie, Niagary, i całego tego kraju, opiewanego przez Coopera.

– Ach, udaje się pan do Niagary? – zawołał Dean Pitferge. – Wie pan, nie miałbym nic przeciw temu aby znowu ją zobaczyć i, jeżeli propozycja moja nie wyda się panu nietaktowna…

Zacny doktor bawił mnie swoimi fantazjami, interesował mnie. Będzie doskonałym przewodnikiem i to przewodnikiem bardzo wykształconym.

– Zgadzam się na to! – powiedziałem.

W kwadrans potem przesiedliśmy się na tender, a o godzinie trzeciej, przejechawszy wzdłuż Broadway’u, ulokowaliśmy się w dwóch pokojach Fifth Avenue Hotel.

 Rozdział XXXV

pędzić osiem dni w Ameryce! Great Eastern odpływał 16 kwietnia, a 9 tegoż miesiąca, o godzinie trzeciej, po raz pierwszy postawiłem nogę na ziemi Unii. Osiem dni! Są zawzięci turyści, podróżnicy-ekspresy, dla których czas ten może wystarczyłby do zwiedzenia całej Ameryki! Ja nie miałem takich aspiracji. Nie miałem nawet zamiaru szczegółowego zwiedzenia Nowego Jorku i napisania potem dzieła o obyczajach i charakterze Amerykanów. Zresztą Nowy Jork, ze względu na swą zabudowę, można szybko zwiedzić. Jest urozmaicony nie więcej jak szachownica. Ulice, przecinające się pod kątem prostym i zwane avenues,187 gdy są podłużne, a streets,188 gdy są poprzeczne; numery porządkowe na tych rozmaitych drogach komunikacyjnych; rozkład praktyczny, ale bardzo monotonny; omnibusy amerykańskie, obsługujące wszystkie avenues… Kto widział jedną dzielnicę Nowego Jorku, ten zna wszystkie tego wielkiego miasta, wyjąwszy, być może, galimatias ulic i uliczek plączących się w części południowej, gdzie skupiła się społeczność kupiecka. Nowy Jork jest klinem ziemi i całą jego żywotność napotyka się na końcu tego „języka”. Po obu stronach płyną rzeki Hudson i East, dwa prawdziwe ramiona morskie usiane okrętami, gdzie ferry-boats189 łączą miasto z prawej strony z Brooklynem, a z lewej z brzegami New Jersey. Jedna tylko arteria przecina ukośnie symetryczne zespoły dzielnic Nowego Jorku i nadaje mu życie. To stary Broadway – ulica Strand w Londynie, bulwar Montmartre w Paryżu – miejsce prawie nie do przebycia w dolnej swej części, gdzie prawie ciągle tłoczą się ludzie, i prawie pusta w swej części górnej; ulica na której chatki i marmurowe pałace potrącają się łokciami; prawdziwa rzeka fiakrów,190 omnibusów, cabów,191 beczkowozów z winem, wozów ciężarowych, ponad którą trzeba było przerzucić mosty aby piesi mogli przechodzić. Broadway – to Nowy Jork i to tam właśnie przechadzaliśmy się do wieczora z doktorem Pitferge.

Zjadłszy obiad w Fifth Avenue Hotel, gdzie nam bardzo uroczyście podawano lilipucie porcje na talerzykach jak dla lalek, zamierzałem dzień zakończyć w teatrze Barnuma.192 Grano sztukę pod tytułem: „New York’s Streets”, bardzo przyciągającą tłum. W czwartym akcie był pożar z prawdziwą sikawką parową, obsługiwaną przez prawdziwych strażaków. To była great atraction.

Na drugi dzień rano pozostawiłem doktora biegającego za swoimi sprawami. Mieliśmy spotkać się w hotelu o godzinie drugiej. Ja poszedłem na ulicę Liberty Street 51, na pocztę zabrać listy, które na mnie czekały, później na Rowling Green 2, do francuskiego konsula, barona Gauldrée Boilleau, który przyjął mnie bardzo dobrze, następnie do banku Hoffmanna, gdzie miałem podjąć weksel i w końcu pod numer 25 na Trzydziestej Szóstej ulicy, do pani R., siostry Fabiana, której adres otrzymałem. Pilno było mi dowiedzieć się nowości o Ellen i moich dwóch przyjaciołach. Tam dowiedziałem się, że zgodnie z radą lekarzy pani R., Fabian i Corsican opuścili Nowy Jork, zabrawszy z sobą młodą kobietę, na którą miało zbawczo wpłynąć wiejskie powietrze. Kilka słów napisanych przez Corsicana powiadomiło mnie o tym nagłym wyjeździe. Zacny kapitan przybył do Fifth Avenue Hotel, ale nie znalazł mnie tam. Gdzie udali się moi przyjaciele, opuściwszy Nowy Jork? Zdaje się, że tak prosto, przed siebie. W pierwszym pięknym miejscu, które upodoba sobie Ellen, zamierzali zatrzymać się, dopóki urok nie ustąpi. Corsican przyrzekał mi, iż będzie powiadamiał mnie o wszystkim, i spodziewał się, że nie odpłynę bez uściśnięcia ich wszystkich raz jeszcze. Zapewne, byłbym bardzo szczęśliwy zobaczyć się z Fabianem, Corsicanem i Ellen! Ale ponieważ rozjeżdżaliśmy się w różne strony, zbytnio nie mogłem liczyć na spotkanie.

O godzinie drugiej powróciłem do hotelu. Znalazłem doktora w sali barowej, zapełnionej jak giełda lub hala targowa, prawdziwej sali publicznej, gdzie przechodnie mieszali się z podróżnymi, a każdy przybywający otrzymywał bezpłatnie wodę z lodem, sucharek i kawałek sera chester.193

– No i cóż, doktorze – powiedziałem – kiedy jedziemy?

– Dziś wieczorem, o szóstej.

– Pojedziemy koleją hudsońską?

– Nie, statkiem Saint John; jest to cudowny parowiec, drugi świat, rzeczny Great Eastern, jeden z tych wspaniałych środków lokomocji, które z wielką łatwością wylatują w powietrze. Wolałbym pokazać panu rzekę Hudson w dzień, ale Saint John odbywa tylko podróż w nocy. Jutro o piątej rano przybędziemy do Albany. O szóstej wsiądziemy do pociągu a kolację zjemy w Niagara Falls.194

Nie było po co sprzeczać się z doktorem. Przyjąłem cały program z zamkniętymi oczami. Winda hotelowa wywiozła nas do naszych pokojów, a wkrótce potem opuściła na dół z podróżnymi torbami. Fiakier, za dwadzieścia franków, w kwadrans dowiózł nas nad rzekę Hudson, gdzie ze statku Saint John wznosiły się już kłęby dymu.

 Rozdział XXXVI

aint John i podobny do niego Dean Richmond, są to dwa najpiękniejsze parowce rzeczne. Są to raczej gmachy niż statki. Mają dwa lub trzy poziomy tarasowe, pokoje, galerie, werandy, miejsca do przechadzki – jak gdyby pływające mieszkania plantatorów. Nad wszystkim góruje około dwadzieścia słupów z galą flagową, połączonych ze sobą żelazną konstrukcją. Dwa wielkie tambory są pomalowane al fresco,195 jak tympanony196 kościoła Świętego Marka w Wenecji. Z tyłu, za każdym kołem, wznoszą się kominy dwóch kotłów parowych, umieszczonych na zewnątrz, a nie we wnętrzu parowca. Dobra to ostrożność w przypadku eksplozji. W środku, między tamborami, mieści się mechanizm nadzwyczaj prosty: jeden cylinder i jeden tłok poruszający długi wahacz, który wznosi się i opada jak ogromny młot kowalski, a jedno ramię korbowodu ruch wałowi potężnych kół.

Tłum podróżnych zapełniał już pokład Saint Johna. Dean Pitferge i ja zajęliśmy kajutę z wejściem do ogromnego salonu, rodzaju rotundy Diany,197 której zaokrąglona kopuła opierała się na szeregu kolumn korynckich. Wszędzie komfort i zbytek, obicia, dywany, kanapy, dzieła sztuki, malowidła, zwierciadła i gaz, produkowany w małej gazowni pokładowej.

Wtem potężna maszyna drgnęła i rozpoczął się rozruch. Wszedłem na górny taras. Na przodzie wznosiło się wspaniale pomalowane pomieszczenie. Była to izba sterników. Czterech silnych ludzi stało przy szprychach podwójnego koła sterowego. Po kilkuminutowej przechadzce zszedłem na pokład, pomiędzy kotły, już czerwone, z których wylatywały, pod naciskiem powietrza napędzonego przez wentylatory, małe, niebieskie ogniki,. Hudsonu nie mogłem wcale zobaczyć. Nadeszła noc, a z nią mgła „choć nożem krajać”. Saint John rżał w ciemnościach jak straszliwy mastodont.198 Zaledwie dostrzec można było tu i ówdzie światełka miast rozpostartych na brzegach i światła sygnalizacyjne statków parowych, płynących w górę rzeki z donośnym gwizdaniem.

O godzinie ósmej wszedłem do salonu. Doktor zaprowadził mnie na kolację do wspaniałej restauracji na międzypokładzie; usługiwała tam armia czarnych sług. Dean Pitferge poinformował mnie, że ilość podróżnych na pokładzie przekraczała cztery tysiące, pośród których znajdowało się tysiąc pięćset emigrantów, umieszczonych w dolnych częściach parowca. Po kolacji poszliśmy spać do naszych komfortowych kajut.

O jedenastej zbudził mnie jakiś wstrząs. Saint John zatrzymał się. Kapitan nie mógł dalej manewrować wśród tych ogromnych ciemności. Olbrzymi statek zasnął spokojnie na swych kotwicach.

O czwartej rano Saint John ponownie ruszył w drogę. Wstałem i poszedłem na werandę na dziobie. Deszcz ustał, mgła poczynała wznosić się, pokazały się wody rzeki, a potem brzegi. Brzeg prawy nieregularny, ozdobiony zielonymi drzewami i krzakami, miał wygląd długiego cmentarza. Na drugim planie horyzont zamykały piękną linią wysokie wzgórza. Na brzegu lewym przeciwnie, ziemia była płaska i bagnista. W łożysku rzeki, między wyspami, rozmaite żaglowce korzystały z pierwszych podmuchów wiatru, a parowce przecinały bystry nurt Hudsonu.

plymia_25.jpg (25571 bytes)

Doktor Pitferge przyszedł na werandę odwiedzić mnie.

– Dzień dobry, mój towarzyszu – powiedział, po wciągnięciu wielkiego łyka powietrza. – Czy wie pan, że dzięki tej przeklętej mgle nie przybędziemy do Albany na tyle wcześnie, byśmy mogli zdążyć na pierwszy pociąg kolei. Będę musiał zmienić mój plan.

– To źle, doktorze, gdyż musimy oszczędzać czas.

– Ha, zamiast wieczorem, przybędziemy do Niagara Falls w nocy.

Nie było mi to rękę, lecz musiałem się dostosować.

Rzeczywiście, Saint John zarzucił kotwicę przy nabrzeżu Albany dopiero po godzinie ósmej. Poranny pociąg niestety już odszedł. Trzeba było czekać do godziny pierwszej czterdzieści na drugi pociąg. Mieliśmy zatem okazję obejrzenia tego ciekawego miasta, będącego centrum władzy ustawodawczej stanu Nowy Jork; miasta dolnego, handlowego i zaludnionego, rozpostartego na prawym brzegu Hudsonu; miasta górnego z domami z cegły, publicznymi zakładami oraz bardzo ciekawym muzeum skamieniałości.

O godzinie pierwszej, po zjedzeniu śniadania, poszliśmy na stację kolei, dworzec bez barier, bez straży. Pociąg stał po prostu na środku ulicy, jak omnibus na placu. Wsiada się gdzie chce do tych długich wagonów, wyposażonych z tyłu i przodu w zestaw czterech kół, połączonych z sobą kładkami, co pozwala podróżnym przechadzać się od jednego końca pociągu do drugiego. O oznaczonej godzinie, nie dostrzegłszy żadnego naczelnika ani urzędnika, bez żadnego uderzenia w dzwon, dziarska lokomotywa bogato ozdobiona – prawdziwy klejnot, który można by postawić na etażerce199 – ruszyła, i oto pędzimy z szybkością dwunastu mil na godzinę. Ale zamiast być upakowanymi, jak to ma miejsce w wagonach francuskich, byliśmy swobodni; mogliśmy chodzić i powracać, kupować dzienniki i książki „nieostemplowane”. O ile mi się zdaje, stempel nie wszedł jeszcze w zwyczaje amerykańskie; żadnej cenzurze w tym dziwnym kraju nie przyszło do głowy, iż ludzi czytających w wagonach należy więcej pilnować aniżeli tych, którzy czytają w fotelu u siebie, przy kominku,. Mogliśmy wszystko to robić, nie wyczekując na przystanek lub stację. Ruchome bufety, biblioteki, wszystko to jedzie razem z podróżnymi. Przez ten czas pociąg przejeżdżał wśród pól bez barier, wśród lasów niedawno wykarczowanych, tak, że mało nie potrącał o wywrócone pnie, przez nowe miasta o szerokich ulicach poprzecinanych szynami, ale którym brakowało jeszcze domów, przez miasta ozdobione najbardziej poetyckimi nazwami z historii starożytnej: Rzym, Syrakuzy,200 Palmira.201 Tak to defilowała przed naszymi oczyma dolina Mohawk, ten kraj Fenimore’a, tak należący do amerykańskiego powieściopisarza, jak kraj Rob Roy’a202 do Waltera Scotta.203 Na horyzoncie zabłysło na chwilę jezioro Ontario, gdzie Cooper umieścił miejsce akcji swego arcydzieła.204 Cały ten teatr wielkiej epopei „Skórzanej Pończochy”,205 kraj niegdyś dziki, teraz jest miejscem ucywilizowanym. Doktor nie posiadał się z radości. Upierał się nazywać mnie „Sokole Oko” i sam odzywał się tylko na imię „Chingachgook”!

O jedenastej wieczorem, w Rochester, przesiedliśmy się do innego pociągu i przejechaliśmy przez rzekę Tennessee, która kaskadami umykała z pod wagonów. O drugiej rano, objechawszy Niagarę, ale nie widząc jej, przybyliśmy do miasteczka Niagara Falls i doktor zaprowadził mnie do wspaniałego hotelu, przepięknie też nazwanego: Cataract House.

Poprzednia częśćNastępna cześć

Przypisy

185 East, wł. East River (ang.) - rzeka Wschodnia.

186 pier (ang.) - molo.

187 avenues (ang.) - aleje.

188 streets (ang.) - ulice.

189 ferry-boats (ang.) - promy.

190 fiakier - dawniej dorożka.

191 cab (ang.) - skrócona nazwa kabrioletu, rodzaju powozu.

192 Barnum Phineas Taylor (1810-1891) - amer. organizator cyrków objazdowych; stworzył podstawy największego koncernu cyrkowego świata.

193 chester - twardy ser podpuszczkowy, produkowany w Anglii.

194 Niagara Falls - miasteczko położone przy wodospadzie Niagara; istnieją dwa miasta: amerykańskie i kanadyjskie.

195 al fresco (wł.) - dosłownie “na świeżo”

196 tympanon - element architektury średniowiecznej, pole umieszczone w górnej części portalu.

197 Diana - w mitologii rzymskiej bogini łowów i lasów.

198 mastodont - ssak kopalny z rzędu trąbowców, przypominający słonia.

199 etażerka - lekki mebel złożony z otwartych półek umieszczonych jedna nad drugą.

200 Syrakuzy - miasto we Włoszech, w pd-wsch. Sycylii.

201 Palmira - starożytne miasto na pustyni Syryjskiej; na miejscu Palmiry leży obecnie miasto Tadmur.

202 Rob Roy - tytułowy bohater powieści Waltera Scotta.

203 Scott Walter (1771-1832) - szkocki i angielski poeta i powieściopisarz, stworzył wzór powieści historycznej, łączącej realia historyczne z fantastyką i wierzeniami ludowymi; najwybitniejsze powieści: Wawerley, Rob Roy, Więzienie w Edynburgu, Ivanhoe, Narzeczona z Lammermoor; ulubiony pisarz Juliusza Verne’a, obok Edgara Alana Poe i J.F. Coopera.

204 mowa jest tu o epopei Pięcioksiąg przygód Sokolego Oka.

205 Skórzana Pończocha, Chingachgook - bohaterowie epopei.